Chlapanie, drapanie, mazianie, cieniowanie i tak do woli - dla wielu istnieje przecież decoupage tylko w wersji vintage.
Taca była stara. Teraz też wyglada jak staruszka ale poprzednio była brudną, odrapaną, poplamioną i nieciekawą staruszką.
Leżała w jakimś zagraconym pomieszczeniu przez kilkanaście lat i jedyne jej użycie polegało na przekładaniu z miejsca na miejsce jeśli ktoś chciał odnaleźć coś innego.
Nie zaopiekowałam się tacą sama z siebie. Ktoś w końcu spojrzał na nią krytycznym okiem i stwierdził, że da się przecież z tym brzydactwem coś zrobić. I brzydkie kaczątko trafiło do mnie. W pracowni też przeleżało niemało. Na szczęście nie kilkanaście lat ale i tak uzbierało się tego kilka dobrych miesięcy.
Zazwyczaj proces tworzenia nowych rzeczy ma swoje fazy. Jeśli zaintryguje mnie szczególnie serwetka albo ozdabiany przedmiot to nie mogę się doczekać momentu wejścia do domu i pracowni. ..... to faza EKSCYTACJI . Chętnie rzuciłabym wszystko i wzięła się za decoupage.
Potem zabieram się za pracę ale początki są zawsze nudne. Co ciekawego może być w czyszczeniu i szlifowaniu powierzchni? Nie lubię tej roboty i zapał też już spada.
W końcu można wziąć się za ozdabianie ale ilość pomysłów jest porażająca. Może tak, może siak, może w tym kolorze, może pokombinować, może jednka nie, itp. To dopiero męczące. Jak się ostatecznie na coś zdecyduje i praca nabiera tempa, następuje dramatyczny koniec. I tutaj nastąpił. Kolory nie zagrały, brąz nie w takim odcieniu jak był w głowie i czas na fazę, która zawsze jest w gotowości - faza REZYGNACJI.
Straszne i dołujące uczucie. W głowie ta taca wyglada tak pięknie i nikt nie będzie w stanie zobaczyć jej na żywo. I nie wiadomo dlaczego to cholera nie wychodzi.
I dalej brzydkie kaczątko (tym razem brzydactwo jest naszą zasługą) leży na półce w pracowni, po czasie jest przesuwane na najwyższą półkę, żeby nie kłuło w oczy. Na widoku przypomina o porażce. Ale poleży chwilę i zawsze nadchodzi moment ponownej motywacji. "Dam radę! Przecież Cię nie wyrzucę do śmieci."
Praca zaczyna się na nowo. Wiecej nerwów, mniej eksyctacji i sporo spokoju. Aż się udaje. I wcale nie chodzi ostatecznie o efekt, ale o to, że taca jest skończona i udało się tę porażkę choć trochę osłodzić :)
Decoupage to ciężka praca - przede wszystkim z samym sobą i swoimi projektami w głowie, a rzeczywistością :)
Trzymajcie się ciepło i życzę Wam jak najwięcej motywacji!
Piękna , uwielbiam takie nakrapiane, maziate;)
OdpowiedzUsuńPrześliczna po prostu;)
Pozdrawiam serdecznie;)
Piękna!
OdpowiedzUsuńŚlicznie wykończona. Też mam proces z odstawką, gdzie rzecz musi poleżeć odpowiednio długo, by potem zacząć mnie przywoływać do siebie :)
OdpowiedzUsuńCudowne chlapania!
OdpowiedzUsuńJa tez znam to uczucie rezygnacji :( a potem, czasem, jest olśnienie :)
Świetne i jeszcze raz Świetne..dużo nauki przede mną.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Świetna praca:)
OdpowiedzUsuńCudna jest:)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra praca jak dla mnie. Możesz być z siebie dumna. Ja bardzo lubię takie starocie prosto spod ręki decoupażysty. No i świetne te nakrapianki. Ja ciągle nie mogę nauczyć się jakiegoś dobrego sposobu na nie. Mo ze coś podpowiesz, bo jesteś w tym mistrzem. Życzę wielu udanych projektów :)
OdpowiedzUsuń